piątek, 21 października 2011

The priest they call him tłumaczenie tekstu

"KSIĄDZ - TAK GO ZWALI"


"Walczcie z gruźlicą , przyjaciele."

Wigilijny wieczór, stary ćpun sprzedaje

wigilijne działki na ulicy North Park.

"Ksiądz" , tak go zwali.

"Walczcie z gruźlicą , przyjaciele."

Ludzie spieszyli się , szare cienie na odległej ścianie.

Robiło się późno i nie mógł już nic zarobić.

Skręcił w boczną uliczkę i wilgotne powietrze zacięło niczym nóż.


Taksówka zatrzymała się tuż przed nim na światłach.

Chłopak wysiadł z walizką.

Chudy dzieciak w mundurku prywatnej szkoły,

Znajoma twarz , Ksiądz powiedział do siebie, obserwując z ukrycia.

"Przypomina mi o czymś sprzed bardzo dawna."

Ten chłopak , tam , ze swoim rozpiętym płaszczykiem

Sięgający do kieszeni spodni , by zapłacić za taksówkę.

Taksówka odjechała i skręciła za róg.

Chłopak wszedł do budynku.

"Hmm , tak , być może" - walizka została przy wejściu.

Po chłopaku nie było śladu.

Poszedł po klucze , najprawdopodobniej , muszę działać szybko.

Podniósł walizkę i oddalił się za róg.

Zrobił to. Zerknął w dół na walizkę.

Nie wyglądała jak ta , którą miał ten chłopak ,

Ani jaką mógłby mieć jakikolwiek dzieciak.

Ksiądz nie mógł ogarnąć , dlaczego wyglądała tak staro.

Stara , brudna , z tandetnej skóry , i ciężka.

Lepiej sprawdzić co jest w środku.

Skręcił do Lincoln Park , znalazł ustronne miejsce i otworzył ją.

Dwie odcięte ludzkie nogi , które należały do młodego,

ciemnoskórego człowieka.

Lśniące czarne włoski iskrzyły się w półmroku ulicznego światła.

Nogi były upchnięte w walizce i musiał nacisnąc kolanami ,

by je wypchnąć.

"Nogi , jasne", powiedział i szybko odszedł z walizką.


Miał okazję zarobić parę dolców. Kupiec podejrzliwie pociągał nosem.

"Jakiś dziwny ma zapach" , "To tylko meksykańska skóra".

"No cóż , jakiś pajac nie zaradził temu"

Kupiec spojrzał na walizkę z niechęcią.

"Nawet nie jestem pewien czy to nie żyje , cokolwiek to jest.

Trzy to wszystko co mogę ci dać , a to i tak za dużo.

Ale w końcu są święta , a ty jesteś Księdzem..."

Pod stołem wsunął trzy banknoty w brudną dłoń Księdza.

Ksiądz odszedł w mrok ulicy , skradający się ciemny typ.

Trzy centy nie starczą na worek , nic więcej niż zwykły nikiel.

Powiedz, pamiętasz jak stary zrzęda Addie mówił żeby nie wracać zanim

Nie oddam mu tych trzech centów które mu wiszę.

Taa , czy to nie pedalstwo dla ciebie ,

Nie panować nad sobą z powodu trzech wszawych centów.


Doktor nie był zadowolony że go widzi.

"Czego znowu chcesz? Powiedziałem ci coś".

Ksiądz położył trzy banknoty na stole.

Doktor schował pieniądze w kieszeni i zaczął wrzeszczeć.

"Miałem kłopoty! Ludzie się tu kręcą!

Mogę stracić moją licencję!"

Ksiądz po prostu siedział wpatrując się , stary i zniszczony

latami ćpania , w twarz doktora.

"Nie mogę wypisać ci recepty".

Doktor szarpnięciem otworzył szuladę i poturlał ampułkę przez stół.

"To wszystko co mam w gabinecie!"

Doktor wstał.

"Bierz to i wynoś się!" krzyknął histerycznie.

Wyraz twarzy Księdza nie zmienił się.

Doktor dodał nieco spokojniej

"Tak poza tym , to jestem profesjonalistą

I nie powinienem zajmować się ludźmi jak ty."

"To wszystko co dla mnie masz? Zasrane ćwierć grama?

Nie mógłbyś pożyczyć mi jakichś pieniędzy?"

"Wynoś się, wynoś się bo wezwę policję , mówię ci."

"W porządku , doktorku, idę sobie."

Oczywiście było zimno i daleko

Motel , obskurna ulica , pokój na ostatnim piętrze.

"Te schody", Ksiądz zakaszlał , podciągając się na poręczy.

Wszedł do łazienki , żółte kafelki, przeciekająca muszla,

I zabrał swój niezbędnik spod umywalki.

Zawinięty w brązowy papier , wrócił do pokoju

Każdą kroplę umieścił w strzykawce.


Podwinął rękaw. I wtedy usłyszał jęk z sąsiedniego pokoju,

Pokoju numer 18.

Mieszkał tam meksykański dzieciak , Ksiądz mijał go na schodach kiedyś

I wiedział że chłopak był uzależniony ,ale nigdy do niego nie zagadał

Bo nie chciał żadnych kontaktów z małolatami

Żadnych złych wieści w jakimkolwiek języku.

Ksiądz miał dosyć złych nowin w swoim życiu.

Znowu usłyszał jęk, ból który mógł poczuć

Dobrze go rozumiał i wiedział co on znaczy.

"Może miał wypadek albo coś.

W każdym razie nie mogę się rozkoszować moim kapłańskim lekiem

Przy tym dźwięku dochodzącym zza ściany."

Cienkie ściany , rozumiecie.

Ksiadz odłożył strzykawkę ,

Zimny korytarz , i zapukał do drzwi pokoju numer 18.

"Quien es?"

"To ja , Ksiądz, dzieciaku , mieszkam w pokoju obok."

Usłyszał jak ktoś kuśtyka przez pokój.


Zamek otworzył się.

Chłopak stał tam w swoich szortach , oczy czarne z bólu.

Zaczął upadać. Ksiądz pomógł mu dostać się do łóżka.

"Co się dzieje , synu?"

"To przez moje nogi , senor , mam skurcze ,

A teraz nie mam swoich lekarstw."

Ksiądz widział te skurcze , jak drzazgi

W tych młodych nogach , połyskujące czarne włoski.

"Parę lat temu miałem wypadek na rowerze,

To właśnie wtedy zaczęły się te skurcze."

A teraz skurcze powróciły spotęgowane głodem heroiny.

Stary Ksiądz stał tam, czując ból chłopca.

Pochylił głowę jakby w modlitwie,

Poszedł do swojego pokoju i przyniósł strzykawkę.

"To tylko ćwierć grama , dzieciaku."

"Nie potrzebuję dużo , senor."


Chłopak spał gdy Ksiądz opuszczał pokój numer 18.

Wrócił do siebie i usiadł na łóżku.

I wtedy spadło to na niego jak niewidoczna śnieżyca.

Cała ta przećpana przeszłość.

Siedział tam doznając nieskazitelnej błogości.

A ponieważ sam był Księdzem

Nie było potrzeby wzywać innego.




tomekscot , 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz